Wola Fabr.
Mural poświęcony pracownikom wolskich zakładów przemysłowych na przestrzeni dziejów.
Koncepcja
Mural „Wola Fabr.” poświęcony jest wolskiemu przemysłowi, a szczególnie pracownikom wolskich zakładów przemysłowych, na przestrzeni dziejów.
Przedstawia znaki firmowe, logotypy oraz sygnety wybranych wolskich fabryk i zakładów przemysłowych naniesione na kontur dzisiejszej dzielnicy. Umiejscowienie znaków nie odzwierciedla ich rzeczywistego położenia w terenie, część zakładów mieściła się poza współczesnymi granicami Woli. Nazwa „Wola Fabr.” nawiązuje do kolejowych oznaczeń stacji i dworców mieszczących się w dzielnicach fabrycznych. Pomysłodawcą i projektantem muralu jest Jarosław Zuzga, autor książki „Wola. Ludzie i historie” (2013), redaktor portalu Okno na Warszawę, miłośnik Warszawy, fotograf, urodzony i wychowany na Woli, z zawodu projektant graficzny.
Rys historyczny
W 1845 r. powstaje pierwszy odcinek Kolei Warszawsko‐Wiedeńskiej, linii mającej docelowo połączyć Warszawę z zaborem pruskim. Jej krańcowe stacje rozładunkowe lokalizowane są na zachód od miasta, za linią dawnych okopów Lubomirskiego. Rozległe, słabo zagospodarowane tereny, pozwalają na budowę zaplecza kolejowego, a w konsekwencji – na powstanie wokół wielu magazynów, warsztatów i fabryk.
Na tereny te sprowadzają się Ulrychowie i zakładają gospodarstwo ogrodnicze. Powstaje browar „Haberbusch i Schiele”, który stanie się największym producentem piwa w zaborze rosyjskim. Buduje się Gazownia Warszawska. Wielką fabrykę stawia spółka „Lilpop, Rau i Loewenstein”, rozwijają się zakłady Norblin, Bracia Buch i T. Werner. Inwestorami są głównie przedsiębiorcy pochodzenia zagranicznego, Niemcy, Holendrzy, Francuzi, Szkoci. Ich rodziny szybko się polonizują.
Dynamiczny rozwój przemysłu wyhamowuje w związku z wybuchem I Wojny Światowej. Uciekający przed Niemcami Rosjanie wywożą część wyposażenia fabryk, a nawet ich załogi. Często też niszczą to, co pozostało.
W 1916 roku wsie Wola, Czyste i Koło zostają włączone do obszaru Warszawy, tworząc pełnoprawną miejską dzielnicę. Rozbudowuje się zaplecze kolejowe i w konsekwencji wolski przemysł nabiera rozpędu. Fabryki potrzebują siły roboczej, więc w dzielnicy przybywa mieszkańców – robotników. W „Lilpopie” produkowane są wagony kolejowe, tramwaje, turbiny wodne, samochody osobowe, ciężarówki i autobusy. „Franaszek” przy Wolskiej wytwarza klisze i papiery fotograficzne. „Polskie Zakłady Philips” zaczynają od żarówek, a wkrótce rozrastają się do producenta urządzeń elektrycznych, w tym radioodbiorników. „Dobrolin” za swoje pasty do butów otrzymuje nagrodę Grand Prix na Międzynarodowej Wystawie Przemysłu w Paryżu. „Ursus” przy Skierniewickiej opracowuje prototyp pierwszego polskiego ciągnika. Przy Dworskiej rusza „Państwowa Fabryka Karabinów”. Do wybuchu II Wojny Światowej na Woli działa ponad 800 zakładów przemysłowych, pracują w nich dziesiątki tysięcy robotników.
W 1939 roku zaczyna się wojna. Niemcy nacierają od zachodu, czyli przez Wolę. Właściciel zakładów „Dobrolin” wytacza przeciw nim beczki z łatwopalną cieczą, co na jakiś czas powstrzymuje agresorów. Wiele wolskich fabryk płonie po bombardowaniach.
Po kapitulacji Warszawy wolski przemysł przechodzi pod zarząd niemiecki i od tej pory działa głównie na potrzeby Wermachtu. W wielu fabrykach i mniejszych zakładach mają miejsce działania dywersyjne – wytwarzana jest broń, fałszowane dokumenty, kolejarze sabotują transport. W magazynach „Ulrycha” gromadzona jest broń na potrzeby planowanego powstania, jednak Niemcy przejmują ją jeszcze przed jego wybuchem.
W powstaniu niektóre hale fabryczne służą warszawiakom za tymczasowe schronienie. W innych odbywają się masowe egzekucje mieszkańców Woli. Niemcy, wiedząc o zbliżającej się ze wschodu Armii Czerwonej, niszczą większość fabryk, a ich wyposażenie w miarę możliwości wywożą na zachód. Załogi wolskich fabryk ewakuują się na własną rękę. Zawartość magazynów browaru „Haberbusch i Schiele” ratuje przed głodem cywilów i walczących powstańców.
Rok 1945 przynosi wyzwolenie Warszawy. Miasto jest morzem ruin, szacuje się, że 90% zabudowy przemysłowej legło w gruzach. Mimo to powracający do stolicy mieszkańcy próbują zacząć życie od nowa, odbudowują domy, w ocalałych halach próbują wznowić produkcję. Wkrótce rusza Gazownia Warszawska, na Wschowskiej znowu działa podstacja elektryczna „Wola”. Załoga Norblina zaczyna w końcu lat 40. spontaniczną odbudowę fabryki i wznawia produkcję.
Nastaje nowa polityczna rzeczywistość. Komunistyczna władza potrzebuje upaństwowionego przemysłu. W życie wchodzi tzw. Dekret Bieruta, umożliwiający przejęcie przez miasto działek pod budowę fabryk. Powstają one częściowo na gruzach swoich poprzedniczek, jak np. „Zakłady im. Róży Luksemburg” w miejscu „Philipsa”, „Foton” w fabryce Franaszka, „Zakłady Budowy Urządzeń Przemysłowych” (potem „Waryński”) tam, gdzie była „Warszawska Spółka Akcyjna Budowy Parowozów”. Teren po „Państwowej Fabryce Karabinów” zajmuje „Fabryka Wyrobów Precyzyjnych”, od 1947 roku nosząca imię Gen. Świerczewskiego. „Norblin” zostaje upaństwowiony w 1948 roku, a w 1950 roku zmienia nazwę na „Walcownię Metali Warszawa”, „Dobrolin” i „Ulrych” działają pod swoimi nazwami, ale pod nadzorem państwa. Upaństwowione zakłady farmaceutyczne magistra Klawego zmieniają się w „Polfę-Warszawa”. Bezpowrotnie znika wielki „Lilpop”. Powstają też nowe duże fabryki, jak np. „Warszawski Zakład Mechaniczny im. Marcelego Nowotki” czy „Zakłady Radiowe im. Marcina Kasprzaka”.
Lata 60./70. XX wieku to złoty czas wolskiego przemysłu. W zakładach pracują dziesiątki tysięcy osób, cała Polska zaopatruje się w produkowane na Woli sprzęty elektroniczne, techniczne, budowlane. Magnetofony „Kasprzak” podbijają kraj od morza do Tatr. „Browary Warszawskie” kupują licencję na Coca-Colę, która w rzeczywistości PRL’u z miejsca staje się hitem sprzedaży. „Dom Słowa Polskiego” drukuje setki milionów egzemplarzy czasopism rocznie. Przy dużych zakładach prężnie działają jednostki kultury, dzieci pracowników jeżdżą na kolonie do ośrodków wczasowych, fabryki współpracują z wolskimi szkołami i przedszkolami, organizowane są imprezy, koncerty, wystawy artystyczne. W „Nowotce” Gustaw Zemła rzeźbi słynny pomnik „Polegli Niepokonani”. Fabryki dbają o swoich pracowników.
Niestety, prosperity kończy się w latach 80. Krajowa gospodarka ciągnie w dół, wielkie wolskie fabryki ograniczają produkcję i eksport. Rośnie inflacja, płace maleją, zaczynają się strajki robotnicze. Przemysł się decentralizuje, z zakładów wyodrębniają się różne spółki, pracownicy odchodzą, często decydując się na własną działalność gospodarczą. W wielu fabrycznych halach powstają rozmaite warsztaty, magazyny, hurtownie.
Upadek komunizmu przynosi kres Woli jako dzielnicy przemysłowej. Wielkie fabryki, z różnych powodów, nie potrafią być konkurencyjne dla otwartego na świat rynku. Powoli, lecz konsekwentnie produkcja wygasa. Zamyka się „Świerczewski”, „Kasprzak”, „Waryński”. W ich miejscu wkrótce powstają osiedla mieszkaniowe, galerie handlowe, biurowce. Niektóre, jak „Nowotko” czy „Foton” stoją puste, a działki po nich – niezagospodarowane. Inne, jak „Browary Warszawskie” i „Norblin” przekształcają się w przestrzenie wielofunkcyjne, zachowując i adaptując poprzemysłową zabudowę. Wkrótce na Woli pozostaje już tylko jedna duża działająca fabryka – „Polfa-Warszawa” przy Karolkowej, ta jednak ostatecznie również kończy działalność w 2023 roku, stając się symbolem końca Woli jako dzielnicy przemysłowej.
Wola dziś?
Dziś Wola staje się dzielnicą biurowo-mieszkaniową i rozwija się dynamicznie, m.in. dzięki drugiej linii metra. Nowi mieszkańcy często nie zdają sobie sprawy z poprzemysłowego charakteru dzielnicy, pomimo istnienia takich miejsc, jak Fabryka Norblina czy Browary Warszawskie. Nadal też na Woli mieszka mnóstwo byłych pracowników wolskiego przemysłu, których wkład w historię tego miejsca jest nieoceniony. Im właśnie chciałbym zadedykować mural „Wola Fabr.”, i mam nadzieję, że dla jednych i drugich stanie się on cennym elementem wizerunku dzisiejszej Woli i powodem do dumy z jej bogatej historii.
Podziękowania
Dziękuję zespołowi Muzeum Fabryki Norblina za przyjęcie muralu pod swój dach i pomoc we wszelkiej organizacji.
Firmie Ideamo za fantastyczną realizację muralu na ścianie przy ul. Żelaznej.
Marcie Domagale, Januszowi Dziano i Pawłowi Starewiczowi za wartościowe rozmowy o wolskiej historii.
Michałowi Krasuckiemu za napisanie książki „Warszawskie dziedzictwo postindustrialne”, do której ciągle wracam.
Joannie Rutkowskiej z wolskiego ratusza za wszelkie wsparcie.
Żonie i córce – za wszystko.
Jarosław Zuzga, Warszawa 2025 r.
fot. ze zbiorów rodziny Wernerów
Dzisiejsza warszawska Wola to już nie dzielnica przemysłowa, lecz nowoczesna przestrzeń wielofunkcyjna. Nie jest też, jak dawniej, dzielnicą obrzeżną – dziś wraz ze Śródmieściem, Ochotą, Żoliborzem i Mokotowem tworzy lewobrzeżne centrum Warszawy. Coraz mniej jednak widać tu ślady dawnej fabryczności. Zniknęły większe i mniejsze zakłady przemysłowe – spośród nich przetrwały właściwie tylko Fabryka Norblina i Gazownia Warszawska. Tu i ówdzie napotkać można jeszcze architektoniczne „ostańce”, jak choćby Browary Warszawskie przy ul. Grzybowskiej – niemal symboliczne ślady przemysłowej przeszłości tej części miasta.
Pamięć o robotniczej i przemysłowej Woli wciąż jest jednak żywa – pielęgnują ją m.in. Muzeum Gazowni Warszawskiej, Muzeum Woli (oddział Muzeum Warszawy), a także nasze własne Muzeum Fabryki Norblina. Co więcej, nawet gmach Muzeum Powstania Warszawskiego to dawny obiekt przemysłowy – elektrownia tramwajowa i późniejsza ciepłownia, w której do dziś zachował się jeden z siedmiu oryginalnych kotłów parowych.
W sercu tej przemysłowej historii znajdują się ludzie – pracownicy dawnych zakładów, bez których nie byłoby ani postępu, ani transformacji.
W Fabryce Norblina zatrudniano w szczytowych latach przedwojennych nawet 2000 osób. Początkowo byli to głównie wykwalifikowani robotnicy metalowcy – elita warszawskiego proletariatu. Z biegiem lat do zespołu dołączali terminatorzy, rzemieślnicy, robotnicy sezonowi, a także kobiety wykonujące prace montażowe i pakujące.
Fabryka zatrudniała m.in. rytowników, cyzelerów, brązowników, tokarzy, walcowników, giserów czy szlifierzy. Działały działy produkcji rur, drutów, galwanizacji i wielu innych specjalizacji. Dla pracowników dostępne były udogodnienia społeczne – przyfabryczna ochronka, ambulatorium, biblioteka, fundusze oszczędnościowe czy możliwość zakupu produktów zakładowych po preferencyjnych cenach.
To była nie tylko praca, ale również szansa na awans społeczny – wielu zatrudnionych wywodziło się z rodzin chłopskich, rzemieślniczych czy zubożałej szlachty. Fabryka Norblina była dla nich miejscem nauki zawodu, stabilizacji i zawodowego rozwoju.
Dziś, w nowoczesnej odsłonie Fabryki, historia ludzi i przemysłu wciąż jest obecna – w murach, eksponatach i opowieściach, które przypominają, że każda wielka zmiana zaczyna się od codziennej pracy wielu rąk.
Artur Setniewski, Dyrektor Muzeum Fabryki Norblina
Śpiewający hutnik
Poznaj historię miejsca opowiedzianą głosem człowieka, który przez lata współtworzył jego codzienność. Stefan Wieliński – dawny hutnik Walcowni Metali „Warszawa” – w osobistych, wzruszających wspomnieniach przywołuje czasy ciężkiej pracy w fabryce, ludzi, z którymi dzielił ten czas oraz niepowtarzalną atmosferę zakładu. Sam określa lata spędzone przy Żelaznej 51/53 jako „najpiękniejsze w życiu”.
Unikalne nagranie to fragment żywej historii Fabryki Norblina, zamkniętej w głosie jej dawnego pracownika.